Się dzieje
CZYTELNIA
SPRZĘT
GITARY
PŁYTY
GALERIA
Po godzinach |
Czytelnia - wywiady i rozmowy |
||
Odejście Marka Raduli z Budki Suflera było dla fanów jego zespołu zaskoczeniem. Dla fanów muzyki instrumentalnej i samego gitarzysty była to z pewnością informacja radosna, bo obiecywała więcej gitarowego grania na własny rachunek. Pamiętne trio, w którym "Radul" grał z Wojtkiem Pilichowskim i Zbigniewem Lewandowskim było zapowiedzią, przymiarką do tego, co jeden z najlepszych gitarzystów w tym kraju robi obecnie. GiB jak zwykle trzyma rękę na pulsie - oto raport - wywiad Piotra Nowickiego dla pisma 'Gitara i Bas + Bębny' (nr 1'2004 r., GiB Special, 'Mistrzowie gitary') |
Marek Raduli i jego nowy SQUAD |
||
Piotr Nowicki: Pytanie jakie Ci zadam jest bardzo prozaiczne: co robi Marek Raduli po odejściu z Budki Suflera? |
||
Marek Raduli – Dużo gram, tak dużo jeszcze nie grałem w swoim życiu jak w tym
okresie. Jest to dobry czas na rozwój, na otrząśnięcie się ze stałej współpracy z poprzednią firmą,
na granie jamów, na twórczą pracę, od zespołów fusion poprzez zastępstwa za wybitnych polskich
gitarzystów jazzowych, co daje mi rozeznanie na jakim etapie obecnie jestem i ile jeszcze muszę
zrobić. Założyłem formację złożoną ze świetnych muzyków pod kryptonimem SQUAD, w której grają
Wojtek Pilichowski na basie, Tomek Łosowski na perkusji, Wojtek Olszak na klawiszach i przeznakomity
gość - Adaś Bałdych na skrzypcach. Podczas gdy grałem z tym zespołem trasę po Polsce w październiku
ubiegłego roku, kończyłem także muzykę do filmu pana Marka Rębacza. To bardzo ciekawa dziedzina
i nowe wrażenia artystyczne. Miałem tam możliwość kontynuacji tego, co robiłem na "Meksykańskim
symbolu szczęścia". Muzyka do tego filmu powstała w oparciu o tę właśnie płytę, mimo że obraz
jest zupełnie "niemeksykański", jest bardzo polski i związany z folklorem.
Grywam również gościnnie w zespole Funk dE Nite Ryszarda Krawczuka (to było zastępstwo za Jarka
Śmietanę; często spotykam się na scenie z Krzysztofem Ścierańskim w różnych układach i gram właściwie
gdzie się da, aby móc złapać oddech i równowagę w samodzielnej pracy. |
||
P. N.: Wspomniałeś o grupie SQUAD, o której już robi się głośno w muzycznym światku i sądząc
po nazwiskach będzie to 'groźny' zespół. Ci, którzy słyszeli grupę na żywo opowiadają, że gra ona
muzykę synkopowaną, pełną improwizacji... |
||
M. R. – Tak, dokładnie, fusion jakie znamy z twórczości Pilichowskiego oraz
'Three Generations Trio', wypadkowa utworów Pilicha, moich, gościnnie piszą również Wojtek Olszak
i Tomek Łosowski. Coś na wzór Karizmy, w której grają muzycy z różnych kręgów
[trzon grupy stanowią znakomici muzycy sesyjni między innymi
David Garfield i Michael Landau - przyp. P. N.]. |
P. N.: Twoi koledzy 'po wiośle', Wojtek Hoffman i Krzysztof Misiak wydali niedawno płyty
solowe. Myślę, że fani gitary czekają teraz na Twoją odpowiedź. Czy możemy spodziewać się, że swoją
nową muzykę zarejestrujesz z grupą SQUAD? |
||
M. R. – Zamierzyliśmy sobie na przełomie stycznia i lutego zarejestrować płytę
"live". Nie zamierzamy wydawać na razie płyty studyjnej dlatego, że emocje, które są
związane z naszymi występami na żywo są nie do odwzorowania w studiu i taka koncepcja będzie chyba
utrzymana. Będziemy nagrywać w Muzycznej Owczarni, w Jaworkach. To miejsce jest dla nas kluczowe,
bo tam mieliśmy okazję zagrać pierwszy raz. Ja bardzo lubię tam grać, występują tam najlepsi
polscy muzycy i nie tylko, ostatnio grali tam choćby Hiram Bullock, Susan Weinert i Dean Brown.
To miejsce wydaje nam się najbardziej odpowiednim do zrealizowania płyty 'live' grupy
SQUAD. |
||
P. N.: Czy w nowej muzyce jaką wykonujesz znajdą się jakieś elementy spoza fusion? Obecnie
w tej muzyce - jak twierdzą 'malkontenci' - niewiele się dzieje; czy sięgasz może, jak stara się
to robić wielu twórców, po elementy charakterystyczne dla popularnej obecnie muzyki
elektronicznej? |
||
M. R. – Jestem dosyć tradycyjnie grającym gitarzystą, choć chętnie słucham
nowych dokonań muzycznych. Przez poprzednie lata rzetelnie przyglądałem się takim muzykom, jak Steve Lukather czy Pat Metheny. Teraz zapoznaję się z muzyką zespołu Tribal Tech i pracą gościa, który robi na mnie mega-wrażenie - Scotta Hendersona. |
P. N.: Tu warto przypomnieć, że jesteś właścicielem instrumentu, który należał do Scotta
Hendersona, gitary firmy Suhr. Gdy rozmawialiśmy ostatnio, odkrywałeś dopiero jego walory, był
to dla Ciebie instrument nowy. Czy po tych kilkunastu miesiącach od naszej ostatniej rozmowy
ten instrument wciąż kryje w sobie jakieś tajemnice, okiełznałeś go, czy może chcesz się go
pozbyć? |
||
M. R. – Na pewno tej gitary się nie pozbędę, to po pierwsze, po drugie - już
się z nim praktycznie nie rozstaję. Mojego Stratocastera, na którym pracowałem blisko 20 lat
zakonserwowałem, zamknąłem w futerale i schowałem w najciemniejszy punkt mojego domowego
studia, by przypadkiem mi do głowy nie przyszło, żeby brać się za niego. Gitara Johna Suhra jest
instrumentem bardzo trudnym, wymagającym, bezlitośnie obnażającym wszystkie moje niedoskonałości,
co mnie tym bardziej motywuje do roboty. Oczywiście są momenty, gdy jestem załamany. |
||
P. N.: Nad czym pracujesz jeśli chodzi na przykład o technikę gry? |
||
M. R. – W zasadzie pracuję nad wszystkim, nad czym nie pracowałem przez ostatnie
dziesięć lat, bo z muzyką, którą się zajmowałem dotychczas, czułem się spokojnie i bezpiecznie.
Niewiele trzeba było wysiłku, by zagrać te krótkie melodie. Natomiast przed rokiem postanowiłem
wrócić do moich korzeni, do muzyki fusion. Kiedy jednak posłuchałem uważnie, co się w tym gatunku
zdarzyło przez ostatnich dziesięć lat, pomyślałem, że chyba powinienem dać sobie z tym spokój...
Nie poddałem się jednak i próbuję teraz wystartować od zera, czyli pracuję nad "siatką"
rytmiczną, nad prawidłowym akompaniamentem, nad właściwymi funkcjami, doborem pozycji akordów.
Próbuję znowu wrócić do szybszych sposobów interpretacji, do ciekawszego frazowania, bo już nie
muszę się trzymać tonalnych przelotów, które były obowiązujące w Budce. Tu mogę sobie pozwolić
na poszerzenie dziedziny melodycznej o te wszystkie substytuty akordów, których w muzyce pop się
nie używa. Pracuję też nad legatem - jednym słowem, staram się, żeby muzyka, którą prezentuję,
była w miarę ciekawa i zawierała różne środki wyrazu. |
P. N.: Czy nie ciągnie Cię do sytuacji jaką miałeś jeszcze stosunkowo niedawno, czyli
takie względne bezpieczeństwo: zespół, sesja nagraniowa, trasa koncertowa, niczym w jakiejś dużej
koncertowej fabryce... |
||
M. R. – Nie ciągnie mnie do tego, bo 10 lat takiej właśnie pracy absolutnie
zaspokoiło wszystkie potrzeby związane ze stabilizacją i prawdę mówiąc ta stabilizacja już mnie
zaczęła wykańczać psychicznie i nerwowo. Stwierdziłem, że nie można dalej tkwić w jednym
miejscu, bo człowiek się szybciej starzeje. |
||
P. N.: Czyli otwiera się nowy etap w życiu Marka Raduli? |
||
M. R. – Zdecydowanie najnowszy etap, począwszy od zespołów, a skończywszy
na dziedzinie sztuki, którą zamierzam preferować, a jest nią muzyka instrumentalna. |
||
- rozmawiał Piotr Nowicki, 'Gitara i Bas + Bębny', nr 1'2004 r., GiB Special, 'Mistrzowie gitary' |
||
Wywiad został zilustrowany nieco przewrotnie - fotografie (K. Jurewicz) przedstawiają występ Marka na XII Międzynarodowym Festiwalu Perkusyjnym (Opole-Wrocław, 7-12.X'2003 r.). Na tej imprezie gwiazdy robią za 'sekcje melodyczne' dla perkusistów. Marek zagrał tam trzy razy. Dwukrotnie (10.X - w Opolu, 11.X - we Wrocławiu) za bębnami zasiadł huraganowy BOB JARZOMBEK (USA), perkusista zespołów |
(opracowanie - jkw) |
Co się działo - na osobnych stronach, rok po roku - szukaj w
Kronice wypadków muzycznych... |
|
<<<
Strona główna witryny Marka Raduli |
Mapa witryny |
Sprzęt |
Gitary |
KRONIKA |